czwartek, 26 maja 2016

Ludzie.

Dzień dobry! :) 
W naszym życiu pojawiają się różne osoby, z niektórymi dogadujemy sie jak z rodzeństwem a innych nie rozumiemy, mamy inne poglądy, inne zapatrzenia na świat i ogólnie bardzo się różnimy. Miałam dużo znajomości które kończyły sie fiaskiem bo się nie potrafiliśmy dogadać. Jednak każdą z tych osób pamiętam bo każda osoba trochę mnie zmieniła. Jedną z najbardziej poruszających znajomości była internetowa znajomość z A. Poznałyśmy się na stronie "Anonimowe wyznania". Zaczęłyśmy pisać, okazało się, że jesteśmy prawie takie same, dogadujemy się doskonale, jesteśmy w tym samym wieku, mamy podobne poglądy. Ale właśnie "prawie" A. jest ciężko chora, nie może wyleczyć się z tego cholerstwa bo nie może znaleźć swojego bliźniaka genetycznego. Ma plany na przyszłość, chce się dostać na dobre studia, robi prawo jazdy, jest mądrą i wesołą osobą. Kiedy opowiedziała mi swoją historię zrobiło mi się trochę przykro, bo skoro ratowanie czyjegoś życia (akurat w tym przypadku) jest takie proste to czemu nie mogą znaleźć pasującej osoby? Nie rozumiałam tego. Zaczęłam szukać w internecie informacji na ten temat, zaczęłam się w to coraz bardziej zagłębiać. W tym okresie zostały wypuczone filmy na youtuba o fundacji DKMS. Pierwszym który obejrzałam, była 


zaraz po niej 

To mnie tknęło. Na co czekać? Po co tracić czas? Może ktoś właśnie w tej chwili potrzebuje mojej pomocy. MOGĘ URATOWAĆ KOMUŚ ŻYCIE. Tyle mi wystarczyło. W ten sam wieczór kiedy oglądałam film Paciorka zarejestrowałam się w bazie fundacji Dawcy Komórek Macierzystych. Na następny dzień powiedziałam o tym swojej starszej siostrze która przyjechała na kawę. Skończyło się to tak, że ona tez się zarejestrowała! 


"Bo zawsze chciałam to zrobić, ale brakowało mi kopa" 

Po tygodniu otrzymałam patyczki i formularze. Wszystko podpisane, patyczki wymazane to czas odsyłać list. Po około 2 i pół miesiącach otrzymałam kartę. Nigdy w życiu nic nie sprawiło mi więcej satysfakcji. Ogromna odpowiedzialność, ogromna radość, że mogę pomóc. Co prawda z A. kontakt się urwał, ale chęć pomocy pozostała.

Dziękuje. 

Wiecie co jest w tym najlepsze? Że można uratować komuś życie. 
Mam jednak nadzieje, że moja karta nigdy w życiu mi się nie przyda bo nie życzę mojemu bliźniakowi choroby (nikomu nie życzę ;) ) . Żyj zdrowo kochany! A Ty jesteś w bazie danych? Jesli nie, nie czekaj. Zrób to. Ktoś Cie może potrzebować.

 

"28 maja, czyli Światowy Dzień Walki z Nowotworami Krwi. Możecie zaangażować się w jego obchody razem z nami. Gorąco Was do tego namawiamy!  Przyłączcie się do naszej akcji! Motto tego dnia to „Zostaw swój znak”, a jego symbolem jest &, który oznacza że "Ty & Ja wspólnie możemy pokonać nowotwory krwi!" i właśnie to, wspólnie z wami, chcemy pokazać światu. Wejdźcie na stronę www.worldbloodcancerday.org i dodajcie do mapy świata swoje zdjęcie, umieszczając na nim znak „&”. Podzielcie się też nim na swoich ścianach w portalach społecznościowych. Dzięki temu może zainspirujecie kogoś, kto podejmie świadomą decyzję o zostaniu Dawcą i w przyszłości będzie mógł uratować komuś życie. Im więcej nas jest, tym większa szansa na przeżycie dla Pacjentów chorych na nowotwory krwi. Razem z nami swój znak zostawiło tam już KILKA TYSIĘCY LUDZI Z CAŁEGO ŚWIATA! Zostawcie swój znak i pokażcie go innym! ☺ Ten gest bardzo dużo dla nas znaczy. Dziękujemy!" Pisze na swoim instagramie Fundacja DKMS

 Może Was to zainspiruje. Warto pomagać to kiedyś do nas wróci.

sobota, 12 marca 2016

Rodzina.


Dzień dobry :) 

Bardzo długo się zbierałam, żeby napisać to co leży najgłębiej jak się tylko da. Trochę nie chciałam żeby ktoś sie o tym dowiedział, trochę nie chciałam tak obszernie wracać do tego tematu. Od tego zdarzenia minęło trochę czasu, na tyle się otrząsnęłam, że jestem w stanie o tym pisać. Wcześniej jak tylko się za to zabierałam, blokowało mnie, nie mogłam, nie chciałam w to wszystko wierzyć. Będzie to trochę bez ładu i składu ale ciężko mi się redaguje ten tekst. Mam za dużo myśli w głowie, żeby to jakoś logicznie poskładać.
      Moja rodzina jest bardzo duża, mam około 20 kuzynek i kuzynów, niektórych już na świecie nie ma, ale nigdy się o nich nie zapomni. Wiadomo, jak to w rodzinie, spotykacie się tylko na większych zjazdach lub urodzinach babci z jednymi trzymasz się za pan brat bo wasze mamy są bardziej lubiącymi się siostrami a z innymi spotykasz się tylko okazjonalnie. Najpierw spotykacie sie kilka razy w roku a potem każdy zakłada własną rodzinę, wybiera inną ścieżkę i spotykacie się przypadkiem w jakimś centrum handlowym lub przypadkiem na ulicy. Większość z Was nawet nie wie gdzie mieszka, co robi, czym sie zajmuje na co dzień. Bo tak właściwie dlaczego macie to wiedzieć skoro tak na prawdę nigdy nie utrzymywaliście kontaktu ze sobą. Ja akurat cale dzieciństwo spędziłam ze swoim młodszym kuzynostwem. On młodszy o rok, ona o trzy. Bywało, że się uwielbialiśmy i nie chciało się wracać do domu, a bywało, że nawet nie mieliśmy ochoty na siebie patrzeć. Wiadomo - jak w rodzinie. Ale najbardziej boli fakt, że z tym młodszym kuzynem spędziłam połowę swojego życia a teraz od roku kontakt się urwał bo żyjemy w dwóch rożnych światach. Nie odzywamy się do siebie przez zawyżone ego i niemoc tej sytuacji.


Rok. 

Wiesz czemu pamiętam ta datę? Rok temu dokładnie 13 marca po godzinie 18 dowiedziałam się że mój o rok starszy kuzyn nie żyje. Zmarł w wypadku samochodowym na przejeździe kolejowym. Nigdy nie zapomnę swoich pierwszych myśli jak się o tym dowiedziałam


"To nie prawda, ktoś żartuje"

"Przecież to niemożliwe, on był tylko rok straszy"

"To nie może być on, za długo ze sobą nie rozmawialiśmy"

"Nie widziałam go kilka lat! To nie może być prawda!"



Właśnie te myśli chodziły przez moją głowę przez pierwsze minuty, kiedy dowiadywałam sie na forum na którym było zamieszczone zdjęcie z wypadku czy to na pewno on, przez pierwsze godziny kiedy potwierdzaliśmy tą informacje u rodziny, przez pierwsze dni kiedy szykowaliśmy sie na jego ostatnie pożegnanie.

Kilka dni przed pogrzebem dowiedziałam sie ze mój wyżej wymieniony młodszy kuzyn nie chce jechać, jego mama prosiła mnie żebym go jednak przekonała. Bezskutecznie. Miał w sobie tyle złości, gniewu i strachu że wszystkiemu zaprzeczał, kłócił się, jak patrzę na to z perspektywy czasu to mam wrażenie ze nie dopuszczał do siebie informacji o tym, że S. nie żyje. Pokłóciliśmy sie tak bardzo, że od roku ze sobą nie rozmawiamy.


Nie uczymy się na błędach co?


Kiedy już wiedziałam kiedy odbędzie się pożegnanie, nie było opcji żebym nie pojechała, miałam za duże poczucie winy żeby nie pojechać i nie pożegnać się z S. Kiedy nadszedł czas żeby pożegnać się po raz ostatni, nie podeszłam, nie miałam siły pozbierać się z miejsca, bałam się. Bałam się tego, że za długo Cie nie widziałam. Miałam za duże poczucie winy ze od lat z Tobą nie rozmawiałam. Ze od lat się nie widzieliśmy. Ze od lat nie zamieniliśmy nawet słowa. Nie podeszłam. Bałam się.

Nie mogłam się uspokoić, to wszystko stało się tak nagle, tak niespodziewanie. Wciąż nie mogę w to uwierzyć.


Byłeś tylko rok straszy. Tylko rok.

"Człowiek może żyć pięknie 44 dni
albo się zmagać przez wiele długich lat.
Zapytał mnie jeszcze raz: czy sprawiedliwe to jest,
że na ludzi dobrych i złych tak samo pada deszcz?
Synu mój, ufaj, że właśnie tak ma być."


Nie uczymy się na błędach.

To wszystko jest takie niesprawiedliwe. 

Wystarczy moment, tylko chwila i już Cie nie ma.